the cut
The idea for "The Cut" originated from working on BCS' Calendar. The condition of many women suffering from cancer, often becomes worse due to the many side effects of chemotherapy treatment.The main side effect of losing one's hair is often more painful to them, than loss of a breast. There are women who abstain from medical treatment for fear of losing their hair. Hair, especially long, luscious blond hair, seems to be an indispensable attribute of femininity. Under the influence of advertisements, women spend hundreds of thousands on beautifying agents to improve the state of their hair. At the moment of hair loss after chemotherapy, women feel deformed, unattractive and worthless as women. It is a paradox that many women look more interesting, attractive and still very feminine after hair loss, compared to women with a poorly chosen hair-do. "The Cut" shows that hair loss does NOT equate to losing one's femininity. It shows that women without hair can also look beautiful and female, that a head is not marred due to a lack of hair and often it gives a woman more charm than a scarf or a wig.
Sylwia is a young girl who was the last person to join the project. We made several appointments for the photo session, but each time we couldn't meet because of the state of her health and the progress of illness. I very much cared about her participation in "The Cut", so I asked for a photo she had taken herself.
"The Cut" project I dedicate to my dear friend Jola, who passed away in summer 2008.
The project came into being in co-operation with Warsaw Society of Psycho-Oncology - Ogród Nadziei.
The graphic design of the catalogue was prepared by Kamila Żurawska-Chwiszczuk.
Kasia
Już kilka tygodni przed pierwszą chemią zaczęłam w domu zakładać chustkę, żeby się przyzwyczaić do takiej siebie. Kiedy zostawało mi w garści coraz więcej włosów, zgoliłam wszystko. Wydawało mi się, że jestem taka dzielna, robiłam dobrą minę do złej gry, ale byłam przerażona, łysa i moje poczucie własnej wartości i kobiecość legły w gruzach. Mój dwunastoletni syn nie chciał mnie łysej oglądać. Spałam w chustce. Codziennie robiłam staranny makijaż - malowałam resztki rzęs, jakie mi zostały, i rysowałam brwi, których nie było. I starałam się żyć w miarę normalnie, choć częściej niż kiedyś dostrzegałam kobiety z pięknymi, bujnymi czuprynami. Tak jakby świat nagle zaczął składać się tylko z włosów. Drażniły mnie reklamy szamponów i odżywek i modelki, które wymachiwały fryzurami i okręcały je sobie wokół dłoni. W moje czterdzieste urodziny zdjęłam z głowy chustkę. Moje włosy były mi wdzięczne, czułam to. Odważyłam się chodzić już z bardzo krótkimi włosami, ale widziałam kobiety, które ukrywały pod paskudnymi perukami już całkiem sporą ich długość. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego kobiecość to obie jędrne piersi, uda bez cellulitu i bujne blond włosy? Bardzo chciałabym, aby ten projekt pokazał, że tak nie jest, że kobiety mogą być piękne w chorobie, że chcą być takie.
Renata
Fakt wykrycia choroby bardzo wcześnie dawał duże szanse na całkowite wyleczenie. Niestety, nie potrafię u siebie znaleźć tej mocy, która czyni przysłowiowe cuda. Bardzo wierzę, że ogromnie dużo można zdziałać siłą woli i chęcią. Wierzę, że to działa u innych ludzi, u mnie natomiast nie. Może dlatego teraz już o całkowitym wyleczeniu nikt nie mówi. Kiedy oswajam dla siebie ideę śmierci, myślę, ile cudownych osób spotkam po tamtej stronie… moją ukochaną mamę na przykład. Włosy straciłam szybko. Były takie momenty, kiedy wydawałam się sobie bez nich całkiem atrakcyjną kobietą. Często jednak patrzyłam na siebie z dużą nieakceptacją. Często nosiłam chustkę, ale chodziłam też bez żadnego nakrycia głowy. To co jest interesujące to społeczne postrzeganie łysej kobiety. Widok mężczyzny bez włosów nie wzbudza żadnych reakcji, natomiast łysa kobieta zawsze może liczyć na spojrzenia dziesiątek par oczu. Tak nieodmiennie było ze mną i moimi łysymi znajomymi. W upalne lato, gdziekolwiek razem wychodziliśmy, tylko moja łysa głowa przyciągała zaciekawione spojrzenia, a często również obraźliwe komentarze. Mój udział w tym projekcie jest, między innymi, chęcią zmiany takiej perspektywy społecznego postrzegania.
Jola
To wszystko, co się dzieje u mnie od początku bycia w chorobie, postrzegam jako wielką transformację mnie, z osoby dającej wszystko wszystkim dookoła, w osobę, która po raz pierwszy w życiu bierze dla siebie. Moim dzieciom przychylałam świata, zapominając zupełnie o sobie. Pamiętam pierwsze chemie, po których przychodziłam do domu i zajmowałam się porządkami i posiłkami, aby moim dzieciom moja choroba nie zmieniła świata... To wszystko co dzieje się w chorobie nowotworowej jest okrutne i bolesne. Tak jest też z utratą włosów. Traciłam je powoli. Najpiew wypadało o te kilka więcej niż normalnie, potem o wiele więcej, potem wychodziły garście, potem poszłam do fryzjerki. Chodziłam w chustkach. Wstydziłam się bardzo siebie bez włosów. To dziwne jak o tym pomyślę, ponieważ podobałam się wielu osobom i sama sobie również. A jednak potwornie się wstydziłam, gdy wychodziłam z domu. Wszystkie biegałyśmy łyse na oddziale onkologicznym, nie mając z tym żadnego problemu. Kiedy jednak którakolwiek z nas wychodziła z odziału, pierwszą rzeczą, o której pamiętała, było przykrycie łysej głowy. Odnoszę również wrażenie, że moja nastoletnia córka się mnie wstydzi. Tak naprawdę cała moja choroba kojarzy mi się ze wstydem.
Monika i Basia
Po drugiej chemii zaczęły wypadać mi włosy. To było makabryczne przeżycie. Przestałam spotykać się z ludźmi, nie chciałam chodzić do pracy, najchętniej zamykałam się się w domu i nikomu się nie pokazywałam. Obcięłąm włosy na bardzo krótko. Miałam wtedy jeszcze nadzieję, że jak zostaną obcięte, to może nie wszystkie wypadną. Ta zgasła po trzeciej chemii. Najpierw zostawały na szczotce, a później już wszędzie: na pościeli, na ubraniach. Zaczęłam stosować szampony i odżywki przeciw wypadaniu włosów. Nic to nie pomagało. Wpadłam w szał. Nie docierały do mnie słowa, że włosy odrosną, będą jeszcze ładniejsze. Nie mogłam zrozumieć tego procesu i jego celowości. Pamiętam noc, w którą zdecydowałam się zgolić włosy całkowicie. Zrobił to mój chłopak. Przy pierwszym spojrzeniu w lustro popłakałam się i płakałam przez pół nocy. Myślałam o tym, jaka jestem brzydka i jaką mam wielką, nieproporcjonalną głowę. To mama zgłosiła mój udział w projekcie. To dla niej było jasne, że z włosami czy bez jestem dalej piękną dziewczyną. Jakoś naturalnym wydało się nam, że będziemy pozowały razem. Pierwsze zdjęcia nie podobały mi się, ale kolejne pozwoliły mi nabrać dystansu do siebie i choroby. Poczułam się pewniejsza sama ze sobą i ze swoją chorobą. Pojawiła się myśl, że łyse też może być ładne. Nawet bardzo ładne...
Marianna
Zostałam Amazonką. To słowo zmieniło życie moje i mojej rodziny. Moja choroba i jej leczenie. Chemia i wszystko to, co wiązało się z jej przyjmowaniem. Totalna bezsilność, kiedy leżałam na sofie i nie byłam w stanie zrobić ani jednego ruchu. Moja rodzina była i jest dla mnie ogromnym wsparciem. To był najcenniejszy prezent. Wypadanie włosów było najbardziej widoczym aspektem choroby i jej leczenia. Zawsze dbałam o włosy. Były długie, gęste, lśniące i bardzo wypielęgnowane. To wszystko, o co tak dbałam i tak dopieszczałam, kilkoma ruchami fryzjerskich nożyczek spadło na podłogę. Szkoda mi było bardzo. Ogromnie dziwnie czułam się bez włosów. Chodziłam w peruce. Czasem przekrzywiała się na boki. Komicznie to wyglądało. I ja czułam się w tej sytuacji komicznie. Nigdy jednak nie odważyłabym się chodzić bez peruki. Za bardzo się wstydziłam i obawiałam reakcji ludzi. Mam nadzieję, że ten projekt pomoże kobietom tego wsytdu odczuwać mniej.
Ela
Do każdego z etapów leczenia byłam przygotowywana przez lekarza psychologa. Wiedziałam, że moja terapia będzie ciężka, a jednym z jej efektów ubocznych będzie utrata włosów. Przyjęłam te wszystkie informacje spokojnie. Poszłam do fryzjera i obcięłam włosy na krótko. Kupiłam perukę. W dziesiątym dniu po pierwszej chemii zostałam bez włosów, brwi i rzęs. Pomimo całego przygotowania mój szok był potworny, gdy widziałam jak olbrzymymi kępami, pełnymi garściami moje włosy wychodzą podczas czesania. Myślę, że nic nie jest w stanie przygotowć na takie doświadczenie. Poprosiłam męża, aby ogolił mnie na łyso. Płakałam i miałam żal do całego świata. Potem pomyslałam sobie: to jest etap na drodze do wyzdrowienia. Czas gorących letnich miesięcy spędziłam podłączona do kroplówki z chemią. Powiedziałam rodzinie i znajomym, że w ich obecności będę chodziła bez peruki. Peruka bardzo mi przeszkadzała, gdyż było mi w niej bardzo gorąco. Pomimo tej całej niewygody zakładałam ją jednak, gdy wychodziłam na ulicę. Po prostu bałam się nietolerancji i reakcji ludzi na moją łysą głowę. Patrzę na siebie jak na dzielną kobietę i staram się żyć normalnie, ze świadomością, że byłam chora na przewlekłą chorobę, z której musiałam wyjść zwycięsko.
Ula
Bardzo lubiłam moje proste, długie, sięgające do pasa kasztanowe włosy. Pielęgnowałam je z przyjemnością i dopieszczałam. Były częścią mojej kobiecości. Rozstanie z nimi, jednak, nie było dla mnie bolesne. Za jakiś czas włosy odrosły. Gęste, cudowne loki, którymi z upodobaniem bawiłam się, nawijając je sobie na palec. Urzekło mnie ich nowe, naturalne piękno. Gdy choroba zaatakowała po raz drugi, po raz drugi ogoliłam głowę. Z tymi włosami trudniej było mi się rozstać. Moja córka razem ze swoim chłopakiem obcinali moje loki, a pukle układali w szkatułce. Nie czułam jednak, że razem z nimi tracę moją kobiecość. Dalej czułam się atrakcyjną kobietą. Nie miałam problemu z chodzeniem bez żadnego nakrycia głowy. Często nie nosiłam żadnej chustki. Po pewnym czasie zaczęłam. Robiłam to dla ludzi, gdyż ich zaszokowane spojrzenia, nienaturalna ciekawość i momentami głębokie zażenowanie były dla mnie niewygodne. Mam nadzieję, że projekty takie jak ten powoli zmienią tę perspektywę.
Sylwia
Jak miałam siedemnaście lat zachorowałam na raka. Wtedy moje włosy były grube, proste, złociste i długie po same uda. Splotłam je w ciasny, mocny warkocz i nie ruszałam. Oszukiwałam sama siebie, że nie czesząc włosów pozostaną na miejscu. Potem słyszałam już tylko brzęk maszynki do strzyżenia włosów i ich szelest, kiedy miękko opadały, ścięte. Nie płakałam. Poczułam się wolną od jakiegoś ogromnego ciężaru. Jednocześnie wpatrywałam się w swoje zupełnie nowe odbicie i podobałam się sobie. Czułam się dobrze I lekko. Polubiłam siebie łysą i chętnie się taka pokazywałam. Ludzie byli zaszokowani - zmianą zewnętrzną i wewnętrzną. Strata włosów nie zniszczyła mnie, ale dała mi potężny zastrzyk energii do życia i walki z chorobą.
Olga
Podczas sesji zdjęciowej i kiedy oglądałam pierwsze zdjęcia wydawałam się sobie naprawdę piękna. Myślę, że widzenie siebie tak bardzo zależy od tego, jak inni nas postrzegają. Może dlatego chodziłam w chusteczce? Nie chciałam, żeby inni widzieli we mnie chorą, bo sama zaczęłabym się tak czuć. Chciałam, żeby inni widzieli mnie możliwie tak samo kobiecą jak przed chorobą. Nie czułam się źle w trakcie wypadania włosów i bez nich... w końcu zawsze kiedyś miałam ochotę zobaczyć siebie „z gołą głową”. Czasem chodziłam bez chustki. Odczuwałam jednak, że brak włosów kojarzy się ludziom absolutnie jednoznacznie. Unikałam więc tego, nie mając ochoty na współczujące spojrzenia i komentarze. Wydaje mi się, że problemem w rozmowach o raku nie jest wstyd czy cokolwiek innego u samego chorego. W końcu chore bez skrępowania rozmawiają między sobą. Problemem jest reakcja ludzi dookoła. Normalna rozmowa jest wtedy trudna, bo rozmówca jest w szoku, ze strachu o mnie, a następnie ze strachu o siebie. Pokazywanie się bez włosów a możliwośc swobodnej rozmowy o raku czy też o czymkolwiek innym ma dla mnie ścisły związek.
Dagmara
Od pierwszej chemii czekałam tylko - kiedy? I pewnego dnia cały grzebień, ramiona, umywalka - wszystko we włosach. Poczułam strach. Potem przyszła ciekawość - jak będę wyglądała bez włosów? Szybka decyzja - ścinam wszystko. Mój mąż zaczął golić moją głowę. Przerosło go to doświadczenie. Dokończył golić mój syn. Gdy skończył, poczułam się bardzo dziwnie. Zrobiłam sobie makijaż i poczułam się fantastycznie. Odnosiłam wrażenie, że ludzie patrzyli z ogromną ciekawością na kogoś komu żaden kosmyk nie wychodzi spod chustki. Od razu mnie klasyfikowali jako osobę chorą na raka, bo przecież tylko takie kobiety nie mają żadnych włosów, i myśleli - dobrze, że mnie to nie dotyczy... Tak odczuwałam ich spojrzenia... Osobiście uważam, że włosy absolutnie nie tworzą z nas kobiet! One czasem dodają nam uroku, co też może zrobić dobrze dobrana do naszego ubioru chustka. Bycie bez włosów nie było dla mnie czymś specjalnie ważnym. Obecnie mam nowe włosy. Dwa różne momenty w moim życiu. Nie chciałam zamykać się w czterech ścianach tylko dlatego, że straciłam włosy, co więcej - chciałam pokazać, jak pięknie można się prezentować bez nich. Jestem dumna z tych zdjęć.
Jola i Blanka
Całe moje życie było wypełnione pracą, dzieckiem i prowadzeniem domu. Aż do momentu choroby, kiedy sama musiałam się zatrzymać i wymusić na życiu zmianę. Bardzo trudna była bezsilność wobec choroby. Całkowite się jej poddanie. Utrata piersi, utrata włosów, utrata brwi i rzęs. Na pewno czułam się mniej kobieca i mniej atrakcyjna. Chodziłam w peruce i nawet nie mogłabym pomyśleć, żeby chodzić bez niej. Przeżywałam utratę włosów boleśnie, ale nie była ona tak trudna jak brak wsparcia ze strony mojego męża. Pomagał mi we wszystkich czynnościach, które w chorobie trudno mi było wykonać samej, ale bardzo brakowało mi jego emocjonalnego wsparcia. Czasem odnosiłam wrażenie, że niewygodę i zaburzenie dotychczasowego rytmu naszego życia, która powstała w związku z chorobą, wymyśliłam sobie sama. Mój mąż był całkowicie przeciwny mojemu udziałowi w tym projekcie. Blanka była i jest moim wielkim wsparciem. To ona zgodziła się stanąć ze mną przed obiektywem. Pytana, dlaczego zdecydowałam się na udział w projekcie, odpowiedziałam: bo taka jest prawda, my też chcemy po sobie coś zostawić.
Bogusia i Wojtek
Nie przeżywałam utraty piersi tak bardzo i tak boleśnie jak utratę włosów. Wiadomość, że nie będę miała włosów, była dla mnie najgorszą w całej chorobie. Boże, jak ja będę wyglądała? Co powiedzą ludzie? Jak ja się pokażę? Najgorszym momentem był czas, kiedy wiedziałam, że lada chwila utracę wszystkie włosy. Po dwóch tygodniach od drugiej chemii włosy zrobiły się sztywne jak druty i zaczęły wychodzić: najpierw kilka, potem powoli, a potem garściami... Czas na radykalną decyzję. Kiedy fryzjerka goliła mnie maszynką, byłam tak potwornie przerażona, a łzy same leciały mi z oczu. Płakała i ona, i moja przyjaciółka, która trzymała mnie za rękę. Nie mogłam patrzeć na siebie. Czułam potworny wstręt do siebie samej. Płacząc poprosiłam Wojtka, żeby na mnie nie patrzył. Potem założyłam chustkę z taką małą grzywką do niej przypiętą. Wyglądałam naprawdę ładnie... Wiele osób mówiło mi, że wyglądam zdecydownie lepiej niż przedtem. Wtedy też poczułam, jak jest to nieważne. Dopiero wtedy zrozumiałam co w procesie walki z chorobą jest ważne. To właśnie w trakcie chemii, będąc łysą, przyjęłam oświadczyny Wojtka. Włosy zaczęły mi już odrastać. Z perspektywy czasu zadaję sobie pytanie - dlaczego? Dlaczego fakt bycia bez włosów był dla mnie taką olbrzymią traumą? Dlaczego mój strach o reakcje ludzi, na mnie bez włosów, kosztował mnie o wiele wiele więcej niż powinien?
Gosia
Zostałam poinformowana o skutkach ubocznych chemioterapii. Wypadanie włosów to tylko jeden z nich. Ten, który jest tak bardzo widoczny dla otoczenia. Sama zdecydowałam, że nie chcę i nie będę czekała na działanie leku. Postanowiłam wyprzedzić niemiłe efekty leczenia. Fryzjerka nawet nie próbowała ze mną dyskutować. Widziała, jak bardzo jestem zdeterminowana. Obcinamy włosy na krótko - zażądałam. Postanowiłam, że nowa fryzura będzie estetyczna i praktyczna. Czas płynął, a z nim powoli wypadały i moje krótkie włosy. Podjęcie decyzji o radykalnym strzyżeniu nie było dla mnie trudne. Zdecydowałam się na noszenie chustki. Nie chciałam nosić peruki, a o chodzeniu bez przykrytej głowy nawet wtedy nie pomyślałam. Peruka mogłaby narazić mnie na śmieszność, gdyby zsunęła się lub spadła. Reakcje dookoła mnie były różne: pełne troski były spojrzenia znajomych mi osób: Gosiu, co sie stało? Oczywiście brak moich włosów kojarzył się im jednoznacznie. Ich pytania kwitowałam prostym stwierdzeniem: Jestem chora. To wystarczało, nikt nie drążył tematu, a ja do tego nie zachęcałam. Reakcje obcych były mi zupełnie obojętne, nigdy ich nie analizowałam. Teraz włosy odrastają, mam króciuteńkiego jeżyka na głowie. Nie noszę już chustki i coraz częściej słyszę: jak ładnie wyglądasz!
Dorota
Włosy zaczęły wypadać tuż przed drugą chemią. Najlepiej będzie je ogolić na łyso – pomyślałam. Pomógł mi przy tym mąż. Nawet ładnie wyglądałam w tej łysinie. A jaka wygoda, oszczędność czasu i pieniędzy. Ja jestem zadaniowa. Jeżeli mam uporać się z jakąś nową sytuacją, to zawsze staram się znaleźć w niej pozytywne aspekty. W domu miałam dwie peruki, które w zależności od okazji i nastroju zakładałam na wyjścia. Ale tylko do czasu. Przyszedł moment, że nie mogłam na nie patrzeć, było mi w nich gorąco, skóra swędziała i chyba zaczęłam się w nich czuć jak wyczesana matrona. Na szczęście przyszło lato, więc zamieniłam je na chustki, a ostatecznie zaczęłam bardzo szybko chodzić bez nakrycia. Czułam się oryginalnie. Obnosiłam się ze swoją łysiną. Ja chciałam światu oznajmić: ja też jestem chora na raka. Jestem silna. Daję radę. I tak też czyniłam. Biorąc udział w projekcie, zdecydowałam się pozować do aktu. Bez włosów, bez jednej piersi i ze szlaczkiem wymalowanym przez rękę radioterapeutki. A jednak mocną i silną. I bardzo pewną swojego piękna.
Bogusia
Czternaście dni po pierwszej chemii sprawdzam, jak trzymają się moje włosy. Ciągle są na miejscu. Od tego dnia staje się to moim rytuałem. Wiem, że wypadną, ale nie przejmuję się tym, to przecież tylko włosy, odrosną. Chemia druga - włosy ciągle mam, peruka wybrana. Jestem dzielna. Kilka dni później coraz więcej włosów na poduszce, w wannie, wszędzie. Zaczyna mnie boleć skóra na głowie. Wkładam grzebień we włosy i włosy zostają na grzebieniu jak skoszone. Spodziewałam się tej chwili, a jednak nogi ugięły się pode mną i zrobiło mi się słabo. Muszę usiąść, żeby nie zemdleć. Znowu los coś mi zabiera, okradając mnie z atrybutów kobiecości. Komunikuję mamie, że czas pożegnać się z włosami. Dzwonię po Basię. Ma przyjechać i mnie ogolić. Znowu czuję, jak by to wszystko nie dotyczyło mnie. Przyjeżdża Basia. Jest przerażona. Przywozi chyba wszystkie chustki świata. Biorę nożyczki i idę sama obciąć sobie włosy. Nie mogę przecież tak zwyczajnie ogolić głowy. Jeszcze moment. Za kilka chwil jestem gotowa, Basia ma wypieki, mama chowa się w kuchni. Wszystkie jesteśmy dzielne, obracamy całą sytuację w żart. Za chwilę jestem łysa. Stało się. Kolejny akt w sztuce życia. Jadę po perukę. Jestem nawet pozbierana. Znowu mam wrażenie, jak bym oglądała jakiś film.